poniedziałek, 20 października 2014

Tragikomedia

Dziś nie o pijawkach,  ani o sporcie czy też fizjoterapii. Nie wiem czy kiedykolwiek mieliście przeświadczenie,  że wisi nad Wami jakieś fatum? Ja tak mam od paru dni, jeszcze nigdy nie zdażyło mi się takie pomieszanie. Zacznę od tego, że w ubiegłym tygodniu byłam na zumbie w fitness clubie(nazwę go x) do którego dość sporadycznie uczęszczam, panuje tam zasada, że karte fit profit (która posiadam) odbiera się tam po oddaniu kluczyków do szatni i idzie się wtedy do domku. Ja pominelam moment odebrania karty i zauważyłam to dopiero w ndz kiedy ta karta była mi potrzebna. Domyśliłam się,  że zostala ona właśnie tam... Jednak postanowiłam wykupić pojedyncze zajęcia w niedziele w innym fitness clubie (y)Bo uznalam, że w końcu przyjechałam poćwiczyć. ... idąc na zajęcia zorientowałam się ze nie mam wody!?  A przecież byłam pewna że wzięłam ja z domu! (Sic!) Przeszukałam plecak, szafkę po czym uznałam ze jakimś cudem musiałam ja zostawić w domu. Poszłam wiec kupić sobie coś do picia, bo zumba jest mocno wyczerpująca. W trakcie zajęć niemal cały czas miałam w głowie ta kartę fit profit, czy aby na pewno jest tam gdzie myślałam. ... ?! No i jak moglam ja zostawic...Po zajęciach odebrałam prawo jazdy które zostawiłam w zastaw za kluczyki do szatni i wyszłam z klubu jak poparzona.  Tak wiec (nie zaczyna sie tak zdania) pojechałam po kartę fit profit. .. zaparkowalam, wzięłam portfel, kluczyki i wybiegłam. Tak jakby moja kartę ktoś krzywdzil albo gwalcil w tym klubie x ... okazało się,  że była tam, w pliku innych kart czekała na mnie. Nietknieta złem tego świata. Jak gdyby nic leżała sobie. Malpa. Pomyślałam o niej. Podziękowałam Panu i wybiegłam. Wsiadam do samochodu. Cofam. 《Zgrzyt》 urwałam błotnik (to się czasami zdarza w Borze,  która ma z przodu nakładany plastik po chu....st potrzebny) staje, idzie jakiś gość mówi mi cześć odpowiadam ale go nie znam. Dobra jakiś chłoptas mnie z kimś pomylił.  Myślę . Wysiadam. Zakładam błotnik.  Wsiadam i wracam do domu. W końcu. ..  wchodzę powoli niczym kot. Jestem wyszkolona odkąd posiadam małe ponad roczne dziecię, że tak należy. Bo może śpi. Tak spał. Wiec na paluszkach po cichutku, bez rozpakowania szukam wzrokiem bidonu,  który gdzieś na pewno jest. Patrzę tu i tam, szperam jak złodziej po kątach.  Nie ma. Pustka w głowie.  Konsternacja.  Dupa. Biorę tablet, otwieram allegro szukam bidon sigg, jest ok. Da się kupić.  Odkupić,  bo to bidon mojego męża.  Właśnie męża węża.  Bo gdy tylko ten się dowie, że nie ma bidonu, że go posiałam to ... będzie bardzo zły.  Oj zły. Jak dzik. Dziecię się obudziło wzięłam się za dokładniejsze poszukiwania. Nie znalazłam. Maz waz wypatrzyl,  że szukam bidonu na allegro. Oczywiście złość.  Bo bidon, bo jego, bo ta karta fit profit a teraz jeszcze jego bidon. Foch! OK.  Zadzwonię w pon do klubu y dowiem się czy maja sigg'a. Poniedziałek.  Dzwonie - mają,  czekają można odebrać. Znajduje zajęcia jakieś,  cokolwiek żeby skorzystać przy okazji i jadę.  Wchodzę trzeba dać coś pod zastaw za kluczyki do szatni. Szukam prawa jazdy. NIE MA!!! Ale idę, wchodzę na zajęcia,  odbieram bidon. Przeczesuje portfel.  Nie ma. Myślę sobie, mam coś z głową.  Co mi się dzieje. Dopadł mnie jakiś wirus. Jestem juz zła na siebie. Wychodzę.  Idę do auta. Szukam po szybkości w ciemnym samochodzie. NIE MA. DO JASNEJ CIASNEJ. Myślę,  że może wsadzilam do bezrekawnika w ndz, że na pewno jest w domu. Jadę. Zamieniam się w kota i wchodzę do domu. Szukam w bezrekawniku. Niestety nie znajduje prawka. Nie mam go w domu. Nie wiem gdzie jest. Może mi wypadło jak szłam poparzona do samochodu w niedziele... jest noc, noc czarna jak czarny kolor. Nie wiem czemu jestem tak zakręcona ostatnio. Czyżby brak odpowiedniej ilości snu? Masakra. Mąż wąż nie wie. Jak się dowie to mnie zabije albo nie - obrazi się,  będzie wydziwiał i takie tam. Najogólniej FOCH. Wiec nie wie. Jeszcze. A ja już nie mam pomysłu.

Mieliście tak kiedyś? ! Mam nadzieje, ze tak. Bo już jestem mega zdołowana przez to, że tak się za kręciłam jak słoik.  I że nie mam prawka co jest równoznaczne z tym, że nie powinnam prowadzić auta. Szok. Szok. Szok. Jutro dalej szukam. Jak nie znajdę to tylko urząd komunikacji zostaje i wyrobienie nowego ... eh, sama mam ochotę się wypalowac teraz za karę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz